Wielkanoc na dawnej podkieleckiej wsi
7 Kwietnia 2023- Święta były wyczekiwane, bo były bogatsze w jedzenie niż na co dzień, ale też były przeżywane bardzo religijnie - wspomina Józefa Bucka, artystka ludowa i regionalistka z Kostomłotów w gminie Miedziana Góra.
Dawne Święta Wielkanocne w pamięci Józefy Buckiej wiązały się z radością, oczekiwaniem i umiejętnością cieszenia się z małych rzeczy. Ludzie potrafili na czas świąt zawiesić wszelkie spory, a nawet trwale się pogodzić. Był to czas, który rządził się swoimi prawami, a zwyczaje, które kultywowano, dawały spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Wielka Sobota była jeszcze dniem bardzo postnym. Malowaniem pisanek zajmowały się przeważnie dzieci oraz babcie. Do barwienia jaj wykorzystywano łupiny cebuli, które dają kolor bordowy, czy zerwane z pola wschodzące żyto, aby uzyskać kolor zielony. Podstawą ozdobienia koszyczka były borowiny i kwiaty barwinki. A było co ozdabiać, ponieważ koszyki były olbrzymie. Wkładano do nich wędliny, ciasto, masło, bochenek chleba, jaja, świeży chrzan, ocet w buteleczce czy ziemniaka, od którego później zaczynało się sadzenie na polu. Aby poświęcić pokarmy społeczność wsi najczęściej zbierała się na skrzyżowaniu dróg przy krzyżu, gdzie przybywał ksiądz z oddalonego kościoła. Czasem uroczystość odbywała się w domu bogatszego gospodarza.
Świąteczna Niedziela Wielkanocna była dniem uroczystym, z którym związanych było wiele zwyczajów. Pani Józefa wspomina, że kiedy po Wielkim Poście brało się do ust pierwszy kęs kiełbasy, trzeba było powiedzieć „Jem święconą kiełbasę, wszystkie robaki od siebie odstraszę”, aby uchronić się od ukąszeń owadów czy żmii. Wierzono, że tak uroczystego dnia nie można zakłócać wykonywaniem żadnych prac, poza najkonieczniejszymi obowiązkami przy trzodzie. Musiała też panować cisza, nie wolno było stukać, trzaskać drzwiami, robić przeciągów, otwierać okien. - Moja babcia owijała nawet materiałem haczyk przy drzwiach, żeby nie wydał dźwięku - wspomina artystka.
Najważniejszą potrawą na świątecznym stole był barszcz. Robiono go na przygotowanym wcześniej zakwasie, dokładano grzybki oraz dużo chrzanu, boczek, kiełbasę i jajka. Świeży chrzan wykopywało się z ziemi, zaś wędliny były robione przez miejscowych gospodarzy. Świeże i zdrowe naturalne składniki tworzyły niezapomniany zapach Wielkanocy z pamięci pani Józefy. Niedziela była dniem spędzanym na odpoczynku w domu. Był jednak również przesąd, że w tym dniu gospodarz nie może leżeć w łóżku. - Wierzono, że może to sprawić, że zboże na polu się położy - uśmiecha się pani Józefa.
Dla dzieci najważniejszym świątecznym dniem był Poniedziałek Wielkanocny. Nie tylko dlatego, że można było bez konsekwencji robić psikusy związane z wodą. Z tym dniem wiązał się zwyczaj zwany „śniegustem”. Śniegust oznaczał obdarowywanie swoich chrześniaków prezentem w postaci ciasta, kawałka kiełbasy, jajek. - Jeśli chrzestny był bogatszy, mógł kupić też cukierka czy zajączka. Obnosiło się to wszystko po domach, a jeśli brakowało czasu, by odwiedzić wszystkich chrześniaków, wysyłało się ze śniegustami inne dzieci - wspomina pani Józefa. Nawet kiedy osoby w potrzebie chodziły po wsi, mówiły „a jo chodze po śnieguście, wy mie tu nie łopuśćie” i każdy miał obowiązek dać takiej osobie kilka jaj czy kawałek ciasta. Pani Józefa napisała wiersz zaczynający się od słów: „Dzisioj o śniegustach nikt już nie bocy”, ponieważ zwyczaj ten zupełnie zanikł.
Poniedziałek Wielkanocny był dniem składania wizyt bliskim i sąsiadom. Choć często wiązało się to z oblewaniem wodą, a nawet wrzuceniem młodej dziewczyny do strumienia, to nikt się nie obrażał, ponieważ uważano, że gdyby w ten dzień dziewczyna pozostała sucha, mogłoby to oznaczać przyszłe niepowodzenia. Z wodą wiązał się również zwyczaj obmywania się wczesnym rankiem na przykład w strumieniu, co miało zapewnić urodę i zdrowie.